drapek drapek
121
BLOG

OPIEKA MOSKIEWSKA

drapek drapek Polityka Obserwuj notkę 6
Kiedy 10.04.2010 około dziesiątej usłyszałam w radiu o katastrofie w Smoleńsku w pierwszym odruchu pomyślałam: to niemożliwe. Druga myśl to: zabili ich. Jednocześnie dręczyło mnie niejasne uczucie deja vu. Sięgnęłam do książki i odnalazłam ten fragment.  Zmieniają się tylko środki techniczne?
 
“Dziesięć lat niewoli moskiewskiej” A. Jasieńczyk, wyd. F.A. Brockhaus, Lipsk 1867, str. 173-177:
 
Prawitielstwo moskiewskie postępując krok w krok podług mniemanego testamentu Piotra Wielkiego, ściśle trzyma się jego zasad. Jeżeli jakiś kraj ma być z kolei przyłączonym do gosudarstwa, stara się rząd pod jakimkolwiekbądź pozorem zawiązać najprzód bliższe stosunki; za temi idą rady, protekcye, intrygi, w końcu pomoc. Jak tylko jeden pazurek zostanie zapuszczony, wciskają się następne, i już żadna siłą nie oderwie łapy, - będzie ciążyć, dopóki nie zagarnie pod siebie.
Tym sposobem posuwa się Moska ciągle i w głębi Azyi, a Indye są głównym celem jej marzeń i zabiegów. Posuwa się też ciągle, nie licząc ani ważąc trudności; wszystko to łamie się, łąmie i pokonywa sposobami na jakie tylko polityka zdobyć się może; wszelkie środki uważane są za godziwe, byle prowadziły do celu.
 
Początkowo nad Kirgizami rozpoztarta była tylko opieka. (...) Rozciągnąwszy opiekę nad Kirgizami i Baszkirami, rząd zwrócił szczególną uwagę na hanów i sułtanów, starając się zjednać ich dla siebie. Jeżeli który okazał się powolnym i odpowiednim materyałem do celów, car w nieograniczonej swej łasce nadaje mu stopień pułkownika, przesyłą w nagrodę hałat złotem lamowany lub kołpak złotem i kamieniami zdobiony. Synowie takich dygnitarzy odbywają podróż do Petersburga, naturalnie kosztem dobroczynnego rządu. Tam otrzymawszy wychowanie w korpusie kadeckiem w oddziale azyatyckiim, wracają do stepu już najwierniejszymi sługami caratu.
 
Jeżeli han lub sułtan nie jest po myśli i nie daje się przerobić, starają się go pozbyć. Nieplujew, rządca kraju orenburskiego, kazał sprowadzać do siebie dygnitarzy baszkirskich, wieszał za nogi, za żebra lub obcinał im uszy i nosy i wypuszczał na wolność, by roznosili trwogę i postrach a przez to wzbudzili poszanowanie dla cara. Lecz pojedyńcze takie usuwanie kosztowało dużo pieniędzy, czasu i zachodu a sprawa ogólna narażoną była na zwłokę. Otóż później postanowiono od razu załatwić ten interes.
 
Przytaczam tu opowiadanie jednego Moskala, za wiarygodność którego zaręczał.
 
Zimową porą ogłoszono urzędowy bal na uroczystość świąt kirgizkich; rozesłani kuryerzy wręczyli wezwania hanom, sułtanom i innym dygnitarzom baszkirskim i kirgizkim, aby na dzień oznaczony stawili się ze swymi podwładnymi na bal mający się dać w ich cześć przez wielkiego cara.
 
Tysiące Baszkirów i Kirgizów ciągnęło ze wszystkich stron stepu, konno, pieszo i na wielbłądach. Rzeka Ural wybraną była na miejsce uczty, wiorstowe stoły ustawiono z desek na szklnącym się lodzie (...). Dla każdego gościa zastawa składała się z kawałka perkaliku zamiast serwety, miski drewnianej z trzechfuntową pieczenią baranią i bułki chleba pszennego. (...- opis uczty). Skończyła się uczta dla gminu; siadają na swych wierzchowców i wracają z podarunkami zdobytemi do aułów. Następnie kolej na starszyznę.
 
Zaczęło się zmierzchać, tysiące lamp zabłysło w około namiotów, na czterech rogach płoną beczki ze smołą, muzyka gra, sułtani i hanowie ucztują, a sztab bawi gości. Po sutym obiedzie Kirgizi pół leżąc na poduszkach, ciągną wonne dymy z kalianow, popijają kawę, herbatę; pękają butelki szampana, sztab wznosi toasty, w zapomnieniu piją i sułtani. 
 
Kosztowne podarunki leżą porozkładane na stołąch, - to dowód carskiej łaski. Już po północy, towarzystwo wesołe, gawędzą, śmieją się; tłumacze nie mogą nastarczyć, tak wezbrały uczucia przyjaźni i braterstwa. 
Olbrzymie namioty podzielone były wewnątrz na pokoje. W jednym takim pokoju na środku ściany, na misternie ułożonej draperyi z purpurowego atłasu, wisiała kosztowna gwintówka, osada z kości słoniowej, lufa nabijana ze złotem, para pistoletów, również pięknych i szabla krzywa turecka, w drogie kamienie oprawna. Pokój ten był rzęsisto oświecony i zamknięty na klucz.
 
Najczynniejszym gospodarzem sztabu był oficer kozacki Kowaleskoj, który znając język kirgizki, nie potrzebował tłumacza. Już uczta zbliżała się do końca, na pożegnanie zjawiły się znów kosze szampana, ściskano sobie z sułtanami i hanami obiedwie ręce i przykładano do piersi; to najwyższy dowód przyjaźni.
Przystąpiono do rozdawania podarunków. Kowaleskoj brał z kolei pod rękę dygnitarzy i prowadził do stolika, gdzie rozłożone były podarunki. Stoliki takie były we wszystkich pokojach. 
 
Rozmarzony Kirgiz długo przypatrywał się z uniesieniem radości nowym darom, nadziewał hałat lub małachaj lub przypasywał kosztowną szablę, fałszywymi wysadzaną kamieniami i przeglądał się w obok stojącem zwierciadle. Kowaleskoj zostawiał swobodę szczęśliwemu dygnitarzowi, sam zaś wracał, by uszczęśliwić drugiego.
 
Wyjął z kieszeni klucz obwinięty w papier, na papierze było napisane kilkanaście nazwisk, przeczytał pierwsze i zwrócił się do zachmurzonego Baszkira, obojętnie przypatrującego sie tym scenom.
“Pozwoli sułtan, najjaśniejszy pan ocenia prawdzwe zasługi i nagradza, proszę ze mną, pokażę niespodziankę,” - i podał mu rękę. Weszli do tajemniczego pokoju, drzwi zamknęły się cicho, na ścianie jaśniała pyszna broń. “To dar dla sułtana, proszę obejrzeć i przymierzyć.”
Sułtan stanął zdziwiony, oczy zaiskrzyły się, ponęta za nadto wielka, postąpił krok i wyciągnął rękę. W tej chwili słodziutki Kowaleskoj popycha go z tyłu i sułtan znika za draperyą atłasową. Ani jednego krzyku, najmniejszego szelestu, draperya kołysząc się, wróciła do pierwotnego stanu, w pokoju pozostał sam Kowaleskoj; spojrzał na kartkę, poprawił na swych piersiach krzyże i ordery i wrócił do towarzystwa rozdawać carską miłość. 
 
Częste były odwiedziny Kowaleskoja tajemniczego pokoju, a szklniąca złotem gwintówka, para pistoletów i szabla turecka kilkakrotnie już ofiarowane były, lecz zawsze pozostały nietknięte, tylko otrzymujący ten dar za dotknięciem ręki Kowaleskoja zniknęli za draperyą, skąd żaden nie wrócił; tam przyjmowały ich nurty Urala.
Bal skończony, goście rozjechali się, lampy pogasły, cicho i głucho na Uralu, tylko woda pluszcze w przyrębli, jak gdyby chciała wygadać tajemnicę Kowaleskoja; ale ten spokojny, marzy o nowym orderze.
 
Wielu dygnitarzy nie wróciło do aułów swych, baszkirski żaden; czy nieczysta siła zaprowadziła ich gdzie daleko, czy buran zasypał, któż może wiedzieć? 
Na ich miejsce wybrani nowi. Kirgizi niedowierzająco spoglądali na całą tę tajemnicę i na zmianę zaczęli szemrać. Hanom dodano sotnię kozaków z dwoma oficerami, to tylko tak sobie, dla honoru. 
Hanowie bezpieczni, służa wiernie carowi, a rody muszą opłacać nowy podatek baranami na utrzymanie straży honorowej swych hanów.
 
________________________
 
I jeszcze fragment wstępu B. Bolesławity  z 1865 r.:
 
Nieraz nam zarzucają systematyczną dla oprawców nienawiść. Nie mamy jej w istocie, umiemy wznieść się ponad nią: więcej my współczucia ukatowani mamy dla katów, niż oni dla cierpiącej ofiary... Ale bądź co bądź, prawdę mówić i pisać potrzeba, aby w ostatku poznaną i uznaną została. W Moskwie wszystko dotąd było tajemnicą lub kłamstwem. Ostatnie tem przychodziło lżej, że czyniąc rzeczy do wiary niepodobne, lekko wmówić, iż nie istniały. Na tym systemie opiera się Moskwy obrona wobec Europy; zaprzecza łatwo, bo mówi o tem, czemu uwierzyć, nie dotknąwszy się, nie podobna.
drapek
O mnie drapek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka